wtorek, 28 sierpnia 2012

Powoli się żegnam. Ciasteczka lawendowo-cytrynowe

Powoli żegnam się z latem. U sąsiadki kwitną już astry i cynie. Zieleń już nie taka jak trzeba, a z wiśni zaczęły się obsypywać liście. Poranki są albo mgliste, albo na granicy temperatur zgoła nie letnich. Za niedługo przyjdzie mi żałobnie pochować do szafy sandały i letnie sukienki. Zanim jednak to nastąpi cieszę się jeszcze promieniami słońca i dalej mam studio fotograficzne na balkonie. Sąsiedzi dalej patrzą na mnie jak na kosmitkę gdy skaczę wokół stołu z aparatem, przekładam, układam i wygładzam. Nad użyciem lawendy w kuchni zastanawiałam się już od jakiegoś czasu, wtedy jednak myślałam o formie wytrawnej. Jednak gdy zobaczyłam ciasteczka wiedziałam że nie oprę się pokusie. Smak jest zdecydowanie wyważony, delikatnie czuć lawendę przez co nie ma się wrażenia że jemy mydło;) Podobno istnieje odmiana lawendy jadalnej jednak ja użyłam takiej ze swojego ogródka. Wszyscy żyją i mają się świetnie;) Przepis z modyfikacjami pochodzi stąd. Porcja na około 25-30 ciasteczek.

  
Ciasteczka lawendowo-cytrynowe

* 300 gram mąki pszennej
* 50 gram mąki ziemniaczanej
* pół szklanki cukru pudru
* 100 gram miękkiego masła
* łyżka startej skórki cytrynowej
* dwie łyżki suszonej lawendy
* jajko
* łyżka gęstej śmietany lub jogurtu greckiego

Mąkę przesiać do miski z cukrem pudrem. Dodać jajko, śmietanę, miękkie masło oraz lawendę i skórkę cytryny. Zagnieść ciasto na gładką i zwartą masę, która odkleja się od rąk. Uformować z ciasta dwa wałki o wybranej średnicy, zawinąć w folię aluminiową i wsadzić do zamrażarki na około 25 minut. Po tym czasie wyjąć, odwinąć z folii i pokroić na talarki grubości około 0,5 milimetra. Układać na wyłożonej papierem blaszce i piec w 180 stopniach przez około 15-20 minut. Ciastka powinny być blade, ale nie surowe. Dzięki temu zachowają kruchość.



Gotowe! Przepis bierze udział w akcji:

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Pierwsza randka z kaszą jaglaną. Jaglanka z jabłkiem i cynamonem.

Nie do wiary, że nie jadłam jeszcze kaszy jaglanej. Choć popularność zyskała dopiero kilkanaście miesięcy temu (po dłuugim zepchnięciu do lamusa) to widywałam ją tak często i naczytałam tyle o jej walorach dla zdrowia, że gdy zamawiałam produkty ze sklepu Sante to się w końcu skusiłam. I tak oto spotkałam się z nią po raz pierwszy przy okazji śniadania, a więc na słodko. Przyznam szczerze że bez doprawiania to kasza smakuje całkiem bezosobowo, ale już połączenie z odpowiednimi przyprawami czyni z niej danie bardzo dobre. Może strąci nawet z mojego prywatnego piedestału kaszę gryczaną, kto wie? Przepis ten można modyfikować pod względem dodatku smakowego. Można dodać na przykład kawałek laski wanilii lub cukier waniliowy, można sypnąć bakalii lub kakao. U mnie wersja klasyczna- z jabłkiem i cynamonem.
Porcja dwie głodne osoby.



Jaglanka z jabłkiem i cynamonem

* 3/4 szklanki kaszy jaglanej
* szklanka wody
* 1,5 szklanki mleka
* półtora łyżki cukru trzcinowego(można zastąpić białym)
* jedno jabłko
* łyżeczka cynamonu( można modyfikować wedle uznania)


Kaszę wypłukać na sitku wodą. Zalać w garnku mlekiem i wodą. Wsypać cukier i cynamon. Całość zagotować i zmniejszyć ogień. Gotować aż kasza wchłonie cały płyn, mieszając od czasu do czasu by się nie przypaliło. Porcje gorącej kaszy nakładać do miseczek i dodawać starkowane lub pokrojone w cienkie plasterki jabłko. Posypać jeszcze do dekoracji cynamonem i jeść!

Smacznego!

niedziela, 19 sierpnia 2012

Milka Crispello- nowość ze sklepowej półki

Będąc na swoich mini-wakacjach nie mogłam oprzeć się pokusie i wypatrywałam na sklepowych półkach nowości wszelkich branży. Jedną z nich okazały się być właśnie te pralinki. Na stronie producenta nie ma jeszcze na ich temat ani słowa, ale skład i napisy po polsku świadczą o tym, że produkt wyprodukowano na Nasz rodzimy rynek.



Co pisze producent?

Praliny nadziewane kremem o smaku waniliowym i waflem, oblane czekoladą mleczną z mleka alpejskiego.

Skład:

Cukier, tłuszcze roślinne, odtłuszczone mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, serwatka w proszku, mąka pszenna, maltodekstryna, tłuszcz mleczny, miazga kakaowa, śmietanka w proszku(3,0%), emulgatory lecytyna sojowa, E476; pasta z orzechów laskowych, skrobia ziemniaczana, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, aromaty, olej roślinny, barwnik(beta-karoten), substancje spulchniające(wodorowęglan amonu, wodorowęglan sodu), sól, proszek waniliowy.

Cena:

7,99 zł za opakowanie 150 gram. Każda pralinka jest zapakowana osobno. Osobiście kupiłam w Polo Markecie we Władysławowie, jak jest z dostępnością ów produktu w innych sklepach ciężko stwierdzić ponieważ nigdzie go nie widziałam.

Co ja sądzę:

Nie jestem smakoszem czekolady, dlatego być może lubię czasem się uraczyć Milką. Choć to podobno czekolada kiepskiej jakości to jednak osobiście mi smakuje. Te pralinki nie są jakimś ewenementem. Wafelek jest chrupiący i cieniutki, ukrywa przyjemny, słodki waniliowy krem(dla mnie trochę śmietankowy). Wszystko to zostało oblane czekoladą od fioletowej krowy;) Pralinki są bardzo słodkie, jednocześnie wcina się jedną za drugą. Dla mnie osobiście nie jest to jakaś rewelacja godna polecenia każdemu- jeśli lubicie czekoladę Milka i słodkości bardzo słodkie(masło maślane) to będziecie raczej zadowoleni. Do wyboru jest jeszcze wariant z kakaowym nadzieniem.





środa, 15 sierpnia 2012

Dwieście lat Julio! Oraz krótka przerwa.

Dziś obchodzimy setną rocznicę urodzin Julii Child, jednej z najbardziej charyzmatycznych kulinarnych gwiazd wszech czasów. Historia Julii uczy, że zawsze warto sięgać po swoje marzenia, niezależnie od tego ile ma się lat, oraz że nie trzeba być kandydatką na miss world by pokochały Cię miliony. Julię kocha się za charakter właśnie, za niezwykłe ciepło którym promieniuje, za jej bezpośredniość i życiorys, który choć nie był bogaty w skandale to jednak mógłby być inspiracją niejednego filmowca;)

Moje ulubione zdjęcie:)
Czy w dzisiejszych czasach, tak odbiegających od rzeczywistości Julii Child macie swoich faworytów do jej godnego zastąpienia?:)

P.s To moja ostatnia notka przed przerwą, wrócę do Was w poniedziałek prosto znad zimnego(zapewne) Bałtyku;)

Miłego weekendu!

niedziela, 12 sierpnia 2012

Powalająco czekoladowe ciasto cukiniowe

Jest dokładnie takie jak w tytule. Powalająco czekoladowe. Wilgotne i aromatyczne, nie można się oderwać. Nawet warzywo-sceptycy, ba! Cukinio-sceptycy nie będą w stanie odmówić kawałka tego ciacha. Może dlatego że w ogóle nie czuć jego smaku w cieście?;) Przyznam że osobiście przeraziła mnie ilość tłuszczu, więc proporcje nieco zmniejszyłam co chyba nie odbiło się jakąś szkodą na smaku. Ciasto może wyjść zakalcowate, mi pięknie wyrosło bez takiej niespodzianki. Byłam szczerze zawiedziona. Wszyscy piszą jaki to pyszny zakalec:D Przepis od Rynn, porcja na tortownicę o średnicy 26 cm.




Czekoladowe ciasto cukiniowe
  • 100 gram miękkiego masła
  • pół szklanki oleju
  • 200 gram cukru
  • dwa jajka
  • pół szklanki śmietany 18% lub jogurtu naturalnego
  • jedna łyżeczka sody
  • pół łyżeczki proszku do pieczenia
  • 45 gram gorzkiego kakao
  • 300 gram mąki pszennej
  • dwie szklanki startej na grubych oczkach cukinii( około 340 gram)
  • 100 gram gorzkiej czekolady

Olej, śmietanę, jajka ucieramy mikserem na gładką masę( ja utarłam trzepaczką, nie cierpię myć miksera;). Dodać cukier, rozmiksować. Dodać przesianą mąkę z kakao, sodą i proszkiem do pieczenia i ponownie rozmiksować. Na koniec dorzucić cukinię i czekoladę posiekaną na drobne kawałki i wszystko dokładnie wymieszać. Wylać na blaszkę lub tortownicę i piec w temperaturze 170 stopni przez około 50 minut, do suchego patyczka. Zależnie od piekarnika może to potrwać nawet 70 minut, warto na chwilę włączyć termoobieg. Po ostygnięciu dekorować cukrem pudrem lub polewą czekoladową.




sobota, 11 sierpnia 2012

Gdy zostanie z obiadu. Makaronowa fritatta z resztki spaghetii

Ja tam nie idę w minimalizm i jak gotuję makaron to całą paczkę. Nie wiadomo co potem z takimi małymi ilościami zrobić, leży to to w szafce i zalega. A tak to można całość jakoś przyjemnie spożytkować, bo znajdzie się jakiś amator do wyżerania resztek. W dzieciństwie z makaronu z poprzedniego dnia jadałam zupę mleczną. Dalej lubię, ale tym razem wymieszałam makaron z domowym sosem pomidorowym więc już się nie nadawał do wersji na słodko. Tą fritattę widziałam w którymś numerze miesięcznika "Moje gotowanie" daawno temu i czekałam na taką resztkę. Polecam do zjedzenia na kolację dnia następnego, na zimno lub na ciepło.



Makaronowa fritatta z resztki spaghetti 
  • 300 gram makaronu spaghetti wymieszanego z sosem pomidorowym lub bolognese
  • cztery jajka
  • trzy łyżki starkowanego sera żółtego
  •  dwie łyżki oleju
  • ketchup i pomidorki do dekoracji
Makaron wrzucamy na rozgrzany olej. Gdy już lekko skwierczy, w misce lekko ubijamy jajka i polewamy całość makaronu. Zmniejszamy ogień i lekko spłaszczamy łopatką makaron aby całość dobrze się połączyła. Smażymy na małym ogniu około 15 minut aż jajka się zetną. W połowie podanego czasu warto przykryć patelnię by nie trzeba było obracać placka. Po ścięciu jajek zsunąć fritattę na talerz, posypać serem, udekorować keczupem i pomidorkami i podawać.

Smacznego!

czwartek, 9 sierpnia 2012

Śniadaniowy baton musli z płatkami owsianymi

Przyznam szczerze- nie lubię jakoś tych sklepowych batonów zbożowo-owocowo- czekoladowych. Większość to dla mnie twarde, słodkie do przesady i smakujące sztucznie ulepki. Ale domowa produkcja to zupełnie inna bajka. Są miękkie(aż do przesady- moje się rozpadały), bez konserwantów i można je dowolnie modyfikować. Choć jest tu dość sporo miodu i cukru to jednak ten batonik to zdrowa alternatywa innych słodyczy. Swoją drogą pierwszy raz spróbowałam przy okazji tych batonów poppingu z amarantusa i normalnie wyżerałam to to łyżką z opakowania. Dziwna jestem chyba;) Przepis pochodzi stąd, porcja wystarczy na zrobienie około 12-14 mniejszych batonów.



Śniadaniowe batoniki musli
  • 1,5 szklanki płatków owsianych(górskich lub błyskawicznych- obojętne)
  • 0, 5 szklanki otrębów(u mnie żytnie)
  • 50 gram cukru
  • 80 ml miodu
  • około 50 gram masła
  • ogółem dwie szklanki dodatków, u mnie: popping z amarantusa, słonecznik, pestki z dyni, żurawina, migdały w słupkach siemię lniane, sezam
Płatki, otręby i wszystkie bakalie wrzucić na patelnię i prażyć na złoty kolor około 5 minut. Masło z miodem i cukrem zagotować w garnuszku aż wszystkie składniki się połączą. Na chwilę odstawić i zalać mieszankę płatków z ziarnami zdjętą z ognia. Wszytko bardzo dokładnie wymieszać. Całość wyrzucić na wyłożoną papierem do pieczenia blaszkę lub półmisek żaroodporny i po przykryciu dość mocno docisnąć(ja dociskałam kolekcją książek kucharskich i słownikami encyklopedycznymi z chemii i biologii;). Wstawić do lodówki. Gdy całkiem ostygnie kroić na kawałki. Przechowywać w lodówce.



środa, 8 sierpnia 2012

Idealne racuchy drożdżowe z jabłkami

Pomysł na obiad podsunął mi mój brat, prosząc o coś słodkiego. Jakoś nie miałam weny, a raczej chęci na zwykły ryż z jabłkami i po dłuższym smęceniu wpadłam na pomysł zrobienia racuchów. Miałam jednak dość surowe wymogi co do ich przygotowania. Musiały być drożdżowe. I bez kefiru lub maślanki, bo nie posiadałam tych produktów w lodówce. No i po dłuższym szukaniu znalazłam takie u Domi. Smakują jak babcine, są puszyste, łatwe w wykonaniu i odporne na moje czasowe modyfikacje, bo oczywiście nie chciało mi się czekać za długo na wyrośnięcie ciasta:D Przypadkowi goście, którzy ich próbowali byli zachwyceni. Z podanej porcji wyszło mi około 16 niedużych sztuk.

Racuchy drożdżowe z jabłkami
  • 2 szklanki pszennej mąki plus trzy łyżki do przygotowania rozczynu
  • 50 g świeżych drożdży
  • 250 ml ciepłego mleka
  • cztery jajka
  • dwie łyżki cukru
  • dwie łyżki masła(roztopionego i przestudzonego)
  • trzy średniej wielkości jabłka 
Drożdże, cukier i trzy łyżki mąki rozpuścić w mleku i odstawić do wyrośnięcia. Oddzielić żółtka od białek w jajkach, białka ubić na sztywną pianę. Żółtka wlać do wyrośniętych drożdży, dodać przesianą mąkę i masło. Połączyć białka z resztą masy. Jabłka obrać i pokroić w plastry, ósemki lub kostkę. Wymieszać z masą i odstawić do wyrośnięcia na 30 minut( u mnie rosły 15:P). Na patelni rozgrzać tłuszcz i smażyć nieduże racuchy na złoty kolor. Podawać posypane cukrem pudrem lub z innymi, ulubionymi dodatkami.


Smacznego!

wtorek, 7 sierpnia 2012

Kefirowo- owocowa galaretka- na orzeźwienie

Cieszmy się owocami póki możemy! Sezon na maliny trwa w najlepsze, borówki czy jagody powoli odchodzą w zapomnienie. Do tej galaretki można użyć owoców dowolnych, niekoniecznie jagodowych. U mnie pojawiła się jako propozycja do konkursu firmy Fit&Easy i zgarnęła nagrodę:). Sama idea przygotowania galaretki z kefiru narodziła się już kilka lat temu podczas zajęć z technologii żywności i żywienia. Nie dowierzałam wtedy jak bardzo w smaku posłodzony kefir przypomina...sernik. No przynajmniej według mnie. Porcja ów deserku to około 120 kcal, jest jednocześnie dość orzeźwiający bo mało słodki. Z podanych proporcji wychodzą dwie szklanki galaretki. Receptura zaczerpnięta z "Nowoczesnej dietetycznej książki kucharskiej".

Trochę mi się warstwy rozjechały, ale cóż;)

  Kefirowa galaretka leśna

*300 ml kefiru

*łyżka cukru waniliowego
*łyżka agaru lub żelatyny
*po 50 gram jagód i malin

Żelatynę lub agar rozpuszczamy w wodzie.

Kefir rozlewamy do trzech naczyń. Do jednego wsypujemy maliny, do drugiego jagody, do trzeciego cukier waniliowy. W każdej miseczce miksujemy zawartość lub rozgniatamy widelcem. Wlewamy po równo agaru lub żelatyny i ponownie mieszamy. Na dno dwóch szklanek wlewamy warstwę owocową i wstawiamy do lodówki aż do stężenia. Kiedy już stężeje, wlewamy do pochylonej szklanki białą warstwę i wkładamy ponownie do lodówki pamiętając by zrobić z czegoś podpórkę do skosu. Po stężeniu wlewamy ostatnią warstwę już w pionie i odstawiamy do całkowitego stężenia. Podajemy udekorowane kleksem jogurtu greckiego i owocami.

Uwaga!

Aby galaretki za szybko nie stężały należy je c jakiś czas przemieszać. Gdy jednak zdarzy nam się zapomnieć o nich można je uratować poprzez wsadzenie na chwilę naczynia do miski z gorącą wodą.

sobota, 4 sierpnia 2012

Tarrator- banalny, bułgarski chłodnik ogórkowy

Kiedy na zewnątrz piekielny upał, gotować się nie chce, jeść się nie chce, z pomocą przychodzą Nam chłodniki. Te pyszne zupki mają tysiąc odsłon, choć przyznam że tą jadłam tylko kilka razy, a najczęściej korzystam z urodzaju na botwinkę i to ona ląduje na moim talerzu w upały. Jednakże mamy środek sezonu ogórkowego(co widać i w sklepie i w kinach;) więc żal nie skorzystać. Dobrze jest zaopatrzyć się w gęsty jogurt bałkański, ale jeśli tak owego nie posiadacie to zwyczajny naturalny też się nada(podobnie jak maślanka czy kefir). Ogórki dobrze też pozbawić pestek. Porcja na dwie osoby.


Tarrator- bułgarski chłodnik ogórkowy
  • dwa ogórki szklarniowe pozbawione pestek
  • 500 ml jogurtu naturalnego lub 350 ml jogurtu bałkańskiego
  • spory ząbek czosnku
  • pół pęczka koperku
  • sól, pieprz
  • cztery kromki chleba(najlepiej razowego)
  • pestki dyni i plasterki ogórka do dekoracji
 Ogórki pozbawione skórki i wydrążone tarkujemy na tarce o grubych oczkach. Solimy i odstawiamy na około 20 minut aby puściły sok. Po tym czasie odcedzamy sok do szklanki. Szatkujemy drobno ząbek czosnku i koperek. Dodajemy do ogórków i zalewamy wszystko jogurtem naturalnym. Jeśli jednak mamy jogurt bałkański to można go troszkę rozrzedzić sokiem ogórkowym, który został po cedzeniu. Przyprawiamy solą i pieprzem do smaku. Z chleba przygotowujemy grzanki. Kroimy w drobną kosteczkę kromki i zrumieniamy na suchej patelni. Podajemy potrawę schłodzoną, udekorowaną pestkami z dyni, grzankami i plasterkami ogórka. 


Smacznego!

czwartek, 2 sierpnia 2012

Sos paprykowy na zimę- słońce w słoiku;)

Ten sos robi się u mnie w domu już od kilku sezonów. Niesamowicie paprykowy. Już samo otworzenie słoiczka przypomina o lecie i napawa pomieszczenie cudownym, intensywnym zapachem. Nie mam pojęcia jak smakuje Ajvar czy Lutenica. Ale to jest coś zdaje się o podobnych zastosowaniach. Można sobie tym posmarować wędlinę, użyć do podania frytek, zastosować jako sos do makaronu, albo zastąpić w zupie koncentrat pomidorowy. Ostrość sosu można regulować za pomocą odpowiedniej ilości papryczek. Proponuję jednak użyć proporcji podanej w składzie, sos jest wtedy lekko pikantny.
 


Sos paprykowy- do słoiczka na zimę

  • 3 kilogramy pozbawionej gniazd nasiennych papryki
  • 25 dag ostrych papryczek( chilli lub pepperoni)
  • 1/2 szklanki oleju
  • 8 dag soli
  • około 5 łyżek cukru
  • 60 dag przecieru pomidorowego
  • dwie główki czosnku
  • siedem liści laurowych
  • 1/2 szklanki octu 10%

Paprykę zmielić na maszynce do mięsa, dodać sól, olej, cukier i wszystko gotować około 15min.
Następnie dodajemy przecier pomidorowy, przeciśnięty przez praskę czosnek, liście laurowe i ocet. Wszystko zagotowujemy, a następnie jeszcze gorący sos wlewamy do słoika. Pasteryzujemy.