wtorek, 17 czerwca 2014

Lambikowa piwna melba brzoskwiniowa

Choć pogoda chwilowo nie rozpieszcza, a wręcz zupełnie nie pasuje do daty w kalendarzu to dziś pokażę Wam przepis na pyszny deser. Deser dość niezwykły bowiem powstał na bazie niezwykłego piwa. Lambic to styl, który albo się kocha, albo nienawidzi. Koneserzy cenią niezwykłe aromaty, orzeźwiającą kwaskowatość i ciekawy sposób warzenia tego napoju. Ci, którzy za nim nie przepadają, zarzucają mu brak piwnej goryczy i kojarzą z produktem zepsutym. Zdecydowanie należę do pierwszej grupy, choć miłość ta nie przyszła od pierwszego łyku. Jednak przekonały mnie wersje z owocami, do dziś uważam je za jedne z najlepszych piw na upały(gińcie radlery!). Deser, który zaproponuję dzisiaj to znany za granicą "beer float"- miks piwa i lodów. Brzmi co najmniej dziwacznie, ale to jest naprawdę dobre! Oczywiście można użyć dowolnej owocowej wariacji lambica. U mnie akurat padło na brzoskwinię, stąd nazwa. Przepis ukazał się w wiosennym numerze czasopisma Piwowar, porcja na dwie szklanki deseru.



Lambikowa piwna melba
  • 400 ml dobrze schłodzonego brzoskwiniowego Lambika
  • 100 gram brzoskwiń(mogą być z kompotu lub zalewy)
  • cztery gałki waniliowych lodów dobrej jakości
  •  bita śmietana do dekoracji



Brzoskwinie kroimy na dość dużą kostkę i wsypujemy na dno każdej wysokiej szklanki. Zalewamy je piwem i na górze delikatnie umieszczamy gałkę lodów. Dekorujemy bitą śmietaną i natychmiast podajemy. 


niedziela, 18 maja 2014

Mus czekoladowy z wiśniami i Hadesem

Czasami tak mam, że gdy tylko pojawia się premierowo jakieś piwo to wiem do czego je wykorzystam. Czasami chodzi tylko i wyłącznie o styl w, którym zostało uwarzone, innym razem o to, jaki smak wyłania się z opisu. I jeszcze w sumie ani razu się nie pomyliłam! Tak było i z Hadesem, piwem Browaru Olimp uwarzonym w stylu Russian Imperial Stout. Wiedziałam, że danie musi być wyjątkowe, wykwintne i bogate w smaku. Dokładnie tak jak piwo, które mnie nie zawiodło pod tym względem.  Stanęło na klasycznym francuskim musie czekoladowym. Wiśnie na dnie szklaneczek i pucharków nadają trochę bardziej świeżego i pikantnego charakteru- za sprawą odrobiny płatków chilli. Oczywiście można użyć dowolnego RISa, bowiem z dostępnością Hadesa może być kłopot- rozeszło się na pniu. Mus jest puszysty, o mocnym smaku gorzkiej czekolady i lekkim, przyjemnym posmaku alkoholu(dlatego warto użyć dość mocnego piwa).
Porcja na sześć szklanek.



Na frużelinę wiśniową(najlepiej przygotować ją jako pierwszą):


  • 500 gram wiśni bez pestek(u mnie mrożone)
  •  łyżka mąki ziemniaczanej rozrobionej z kilkoma łyżkami zimnej wody
  • 50 gram cukru pudru(lub więcej, zależy od kwasowości wiśni)
  • pół łyżeczki płatków chilli
Wiśnie zagotowujemy w garnku z chilli i cukrem. Jeśli mamy mrożone to nie ma konieczności wylewania soku. Gdy owoce będą już miękkie, ale wciąż w całości, dolewamy rozrobioną mąkę ziemniaczaną. Gotujemy aż zgęstnieje. Wlewamy na dno pucharków i szklanek na mus. Czekamy aż ostygnie.

Mus czekoladowy

  • 180 gram gorzkiej czekolady o zawartości co najmniej 70% kakao
  • 1/4 szklanki mocnego, ciemnego piwa (RIS lub porter bałtycki)
  • cztery świeże jajka, najlepiej ze sprawdzonego źródła
  • 110 gram masła
  • 120 gram cukru pudru
Czekoladę rozpuścić z masłem w kąpieli wodnej. Studzimy. W garnku zagotowujemy wodę. Do garnka wsadzamy miskę(metalową lub żaroodporną), najlepiej żeby nie stykała się z dnem, tylko nad nim wisiała. Wbijamy żółtka, wsypujemy cukier i piwo. Ubijamy mikserem aż całość dość porządnie zgęstnieje. Trzeba uważać by nie wygotować wody z garnka, bo stracimy i mus i garnek. Wyciągamy miskę z gorącej wody i wkładamy dla odmiany do wody zimnej. Znowu miksujemy aż całość zbieleje, napowietrzy się i będzie dość gęsta. Dodajemy czekoladę i szybko mieszamy. Białka ubijamy na sztywno ze szczyptą soli. Delikatnie dodajemy do masy najlepiej za pomocą szpatuły, żeby nie utracić puszystości.
Wykładamy ostrożnie mus do naczyń z zimną frużeliną. Przykrywamy aby nie przesiąknęły zapachem lodówki. Wkładamy do lodówki na kilka godzin, a najlepiej na noc. Można podawać ze świeżymi owocami lub bitą śmietaną. 












środa, 14 maja 2014

Fasolka po bretońsku z wędzoną papryką

Kolejne po rybie po grecku i pierogach ruskich danie, któremu splendoru i światowości dodano nazwą zagraniczną. Choć podobno istnieje jakaś analogia między Bretonią, a fasolą to są to jednak powiązania dość luźne. Jakby nie patrzeć fasolka ta, to potrawa często pojawiająca się w rodzimych książkach kucharskich i goszcząca menu każdego swojskiego baru mlecznego. Swoją karierę zawdzięcza pewnie prostocie przygotowania z ogólnodostępnych składników, pożywności, niewysokiej cenie, oraz walorom zdrowotnym. No, i oczywiście dużą zaletą tego dania jest pobrudzenie tylko jednego garnka i patelni;). Ja swoją fasolkę urozmaiciłam dodając do niej nieco słodkiej wędzonej papryki, która świetnie uzupełniła aromat. Idealnie pozwoliła się tez zgrać dobranemu do posiłku piwu. Tym razem postawiłam na Grodziskie- piwo uwarzone w tym stylu charakteryzuje się aromatem lekkiej wędzonki, lekkością i ciekawą historią o, której możecie przeczytać tu :). Porcja na cztery bardzo głodne osoby.



Fasolka po bretońsku

  • 400 gram fasoli Jaś (wedle uznania, można użyć zarówno odmiany dużej jak i karłowatej)
  • puszka czerwonej fasoli
  • 150 gram dobrej jakości koncentratu pomidorowego
  • 400 gram dobrej jakości kiełbasy
  • 25 dag wędzonego boczku
  • dwie cebule
  • dwie łyżki mąki pszennej
  • listek laurowy, ziele angielskie, sól, pieprz, majeranek i cukier
  • łyżeczka słodkiej wędzonej papryki (opcjonalnie)
Fasolę zalać gorącą wodą i ostawić na noc aż napęcznieje. Następnego dnia przecedzić, wsypać do garnka z listkiem laurowym i kilkoma ziarenkami ziela angielskiego. Gotować około 1,5 godziny aż zmięknie, w razie potrzeby dolać wody, by się nie przypaliła. W międzyczasie pokroić kiełbasę i boczek. Obrać cebulę, pokroić w drobną kostkę i przesmażyć na oleju razem z kiełbasą i boczkiem. Gdy fasola jest już miękka to odlewamy część wody(oczywiście jeśli uznamy, że jest jej za dużo). Dodajemy koncentrat rozrobiony z mąką, boczek i kiełbasę z cebulą oraz fasolkę z puszki. Wszystko mieszamy i przyprawiamy do smaku ulubionymi przyprawami. Jeśli danie jest od koncentratu kwaskowate to możemy lekko doprawić cukrem. Podajemy z pieczywem.


sobota, 10 maja 2014

Pivni rohliky czyli czeskie bułeczki piwne

Rohliky to bardzo popularne pieczywo u naszych południowych sąsiadów. Podobno większość współczesnych czeskich  pokoleń wychowało się na rohlikach. To rodzaj pszennego pieczywa w formie podłużnych paluchów obsypanych gruboziarnistą solą, kminkiem lub tylko posmarowanych przed upieczeniem roztrzepanym jajkiem. Przepis, który proponuję został zaczerpnięty ze strony internetowej czeskiej telewizji Nova. W tym linku znajdziecie również filmik z dokładnym instruktażem w języku czeskim. Polecam obejrzeć, bo procedura jest udokumentowana bardzo dokładnie przez uroczego dziennikarza:). Ponadto bułeczki są banalne w przygotowaniu i bardzo tanie. Do przepisu użyłam piwa typu Pils- żeby było czesko i subtelnie jeśli chodzi o piwny smak. Porcja na 10-12 sztuk.





Pivni rohliky
  • trzy i pół szklanki mąki pszennej
  • jedno jajko
  • łyżeczka soli
  • 250 ml jasnego piwa typu pils (u mnie pils z browaru Lwówek)
  • pół kostki świeżych drożdży lub paczka suchych
  • dwie łyżki oleju rzepakowego
Mąkę przesiać do dużej miski z solą. Jeśli używamy drożdży suchych to wsypujemy, jeśli mamy drożdże świeże to robimy rozczyn: lekko podgrzewamy pół szklanki piwa, dodajemy pół łyżeczki cukru i kruszymy drożdże. Mieszamy i czekamy aż na górze pojawi się piana. Wlewamy do mąki. Dodajemy jajko, resztę piwa i olej. Wyrabiamy na gładką masę, która będzie dobrze odchodzić od rąk i miski. Umieszczamy w naczyniu i odstawiamy przykryte ściereczką do wyrośnięcia na około godzinę. Po tym czasie ciasto formujemy w wałek, dzielimy na 10-12 części. Każdą rozwałkowujemy do formy trójkąta. Zwiajamy od szerszego boku w rulon. Układamy na wyłożonej papierem do pieczenia blaszce, smarujemy roztrzepanym jajkiem i wkładamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni. Pieczemy około 8-12 minut aż bułeczki będą zrumienione i lekko złociste. 



niedziela, 4 maja 2014

Lemon meringue pie- tarta cytrynowa z piwem i bezą

Jeden z klasyków wypieków. Ciasto dość pracochłonne, ale niekoniecznie skomplikowane. Rewelacyjna tarta na coraz cieplejsze dni. Połączenie kruchego ciasta, delikatnego kremu cytrynowego i lekko chrupiącej, zapieczonej bezy to coś niesamowitego. Tarta idealnie smakuje na drugi dzień po przygotowaniu gdy spód nieco rozmięknie od masy. Oczywiście bazą do przygotowania kremu było u mnie piwo zamiast znacznej ilości wody. Wysoka goryczka fajnie wyrównała wszystkie nuty smakowe i sprawiła, że krem nie był mdły. Piwo to idealnie pasowało też do samego ciasta w zastępstwie kawy, ale tu już zdania były podzielone. Polecam przygotować tą tartę na wszelkie letnie przyjęcia. Na pewno okaże się hitem! Porcja na 30 cm blachę do tarty lub tortownicę.




Cytrynowa tarta z bezą

Na ciasto kruche:
- 250 gram mąki pszennej
- pół łyżeczki soli
- 150 gram schłodzonego masła pokrojonego w kostkę
- jedno duże jajko
- łyżka zimnego mleka

Wszystkie składniki zagnieść szybko na stolnicy, uformować kulę z ciasta i schłodzić ją w lodówce około pół godziny. Po tym czasie rozwałkować na cienki placek. Wyłożyć dno i boki formy ciastem lekko dociskając. Podziurawić lekko dno widelcem, wyłożyć papierem do pieczenia i wyłożyć np. soją(ma to na celu obciążenie ciasta, by nie powyrastały bąble i zbytnio nie wyrosło). Piec w temperaturze 180 stopni przez około 20 minut. Po tym czasie zdjąć ziarna i papier i dopiec jeszcze ok 7 minut- powinno być lekko blade. 

Krem cytrynowy:
- 200 ml piwa(u mnie Doctor Brew "Sunny ALE")
- 70 ml wody
- sok i skórka starta z trzech średniej wielkości cytryn
- 50 gram masła
- 60 gram mąki ziemniaczanej
- 110 gram cukru pudru
- cztery żółtka

Mąkę rozprowadzić w piwie, wodzie i soku z cytryn. Dodać skórkę pomarańczową i cukier. Wstawić na ogień i zagotować na wolnym ogniu. Zdjąć z ognia, wbijać po kolei żółtka dynamicznie i dokładnie mieszając by się nie ścięły. Dodać masło i wstawić ponownie na ogień. Podgrzewać około 5 minut na minimalnym ogniu cały czas mieszając, by masa się nie przypaliła. Powinna ona zgęstnieć do konsystencji budyniu. Jeśli mimo wszystko masa będzie za rzadka dodać trochę rozrobionej w zimnej wodzie mąki ziemniaczanej. Wylać masę na ostudzony spód z kruchego ciasta

Beza:
- cztery białka
- 120 gram miałkiego cukru
- szczypta soli
- łyżeczka mąki ziemniaczanej

Białka ubić z solą na sztywną pianę. Dodawać stopniowo cukier. Na końcu wsypać mąkę. Beza powinna być niezbyt sztywna, ale też nie może być lejąca. Wyłożyć na wierzch zimnego kremu. Zapiec w piekarniku przez około 15-20 minut aż wierzch stanie się chrupiący i lekko rumiany(temperatura właściwa to 160 stopni, najlepiej włączyć na grzanie, tylko z góry tylko pilnować by się nie spaliło!). Wyjąć z piekarnika i ostudzić. Przykryć delikatnie folią i wstawić do lodówki na kilka godzin, a najlepiej na całą noc.



sobota, 12 kwietnia 2014

Dzień Czekolady! Piwne krówki czekoladowe

Ostatnio jakoś wybitnie często pojawia się u mnie coś słodkiego na blogu. Spokojnie, nie zamieniłam się w bloga o piwnych deserach! Wkrótce będzie więcej dań konkretnych. Tymczasem dzisiaj z okazji Dnia Czekolady przedstawiam Wam piwne czekoladowe krówki. Ci, którzy spodziewają się klasycznych mordoklejek, lub nawet tych bardziej kruchych cukierków mogą poczuć się rozczarowani bowiem te krówki bardziej przypominają fudge niż nasze klasyczne słodycze. Są też trochę podobne w konsystencji do trufli. Tak jak zwyczajowo piwo nie jest wyczuwalne w większości słodkości, które robię tak tutaj można poczuć jego posmaczek i delikatny zapach. Słone precelki nadają deserowi charakteru i ciekawie wyglądają. Ja do przepisu użyłam milk stout'a, i wydaje mi się że to piwo będzie najodpowiedniejszym wyborem choć od biedy nada się też porter lub jakiś dobry stout owsiany. Porcja na foremkę 20x 30 cm.




Piwne krówki czekoladowe
  • 400 gram gorzkiej czekolady dobrej jakości
  • 100 gram mleka skondensowanego słodzonego
  • 80 gram masła
  • 80 ml piwa(u mnie Sweet Cow czyli milk stout z AleBrowaru)
  • 60 gram precelków z solą
Czekoladę łamiemy na kawałki i rozpuszczamy w garnuszku na bardzo małym ogniu by nie przypalić. Dolewamy mleko, piwo i wrzucamy masło. Podgrzewamy na minimalnym gazie i ciągle mieszamy aż masa się idealnie zagęści, a składniki się połączą. Gdy już to nastąpi to wylewamy całość na wyłożoną papierem do pieczenia blaszkę. Lekko studzimy i układamy na górze precelki lekko dociskając. Odstawiamy do lodówki na kilka godzin, najlepiej na całą noc. Kroimy w dowolne kształty i wielkości. 



środa, 9 kwietnia 2014

Cytrynowa IPA babka na piwie

Wiosna rozgościła się u Nas zdaje się na dobre. Mam nadzieję, że na Wielkanoc nie dane mi będzie ujrzeć śniegu, jak w zeszłym roku. Tymczasem zrobiłam już próbę przed świętami i upiekłam pierwszą babkę. Nie byłabym sobą gdybym nie dodała tutaj oczywiście piwa. Wszystkich sceptyków uspakajam- piwo nie jest jakoś szczególnie wyczuwalne. Dzięki bąbelkom jednak nadaje ciastu inną konsystencję, czyniąc je bardziej puszystym i wilgotnym. Bez wstydu można taką babeczkę postawić na świątecznym stole.Babka jest bardzo prosta i szybka w przygotowaniu. Ponieważ ciasta ucierane mają jednak tendencję do zakalca to radzę wszystkie składniki ogrzać do temperatury pokojowej, zwłaszcza jajka i piwo. Babkę można oblać lukrem, polewą czekoladową lub tylko obsypać cukrem pudrem. Piwo jakiego użyłam to Birbant Citra IPA- orzeźwiające, z wyraźnym cytrusowym aromatem i porządną goryczką. Przepis na dość dużą foremkę do babki.




Cytrynowa babka na piwie
  • cztery jajka(białka i żółtka osobno)
  • 250 ml piwa o cytrusowym aromacie
  • dwie łyżeczki proszku do pieczenia
  • trzy szklanki mąki
  • szklanka oleju rzepakowego lub słonecznikowego
  • 1,5 szklanki cukru
  • skórka z jednej dużej, lub dwóch małych cytryn
Białka oddzielić od żółtek. Utrzeć żółtka z cukrem na jasną masę. Dodać piwo, olej, mąkę przesianą z proszkiem do pieczenia oraz skórkę z cytryny. Białka ubić na sztywno i dodać do masy. Ostrożnie wymieszać aż wszystko się połączy. Wlać do wysmarowanej olejem formy i piec w 170 stopniach przez około godzinę do tzw. suchego patyczka. Należy uważać, babka musi być idealnie upieczona, inaczej po wyjęcia z piekarnika opadnie i zrobi się zakalec. Po ostygnięciu dekorować lub oblewać polewą.


piątek, 4 kwietnia 2014

Piwne przekąski: nakladany hermelin

Nasi południowi sąsiedzi- Czesi, to naród o ciekawych zwyczajach kulinarnych związanych z piciem piwa. Trochę na ten temat pisałam już we wpisie o czeskich utopencach. Mają oni szeroki wybór wszelakich przekąsek, które turystom mogą się wydawać co najmniej ekstrawaganckie. Oprócz wspomnianych wyżej parówek w octowej zalewie często można się też natknąć na zatopione w oleju  hermeliny, czyli serki typu camembert. Brzmi to potwornie kalorycznie, nie ma się co czarować, że jest inaczej. Jednak olej wydobywa z przypraw to co najlepsze i delikatnie otula ich aromatami ser. Camembert po około pięciu dniach zaczyna się robić smarowny. Dobrze jest przygotować serki w wersji trochę bardziej pikantnej, dzięki temu ma się pretekst do chłodzenia rozgrzanego ostrością przypraw podniebienia za pomocą kufelka zimnego piwa. Do jakiego piwa nadaje się ten smakołyk? Oczywiście klasyk to pilzner, poprzez IPA, AIPA, ewentualnie przejdzie jeszcze bock. W przeciwieństwie do klasycznego camemberta nie bardzo pasują tu piwa pszeniczne, choć można próbować, co kto lubi;).




Nakladany hermelin
  • pięć camembertów 
  • dwie lub trzy ostre papryczki
  • dwa listki laurowe
  • kilka ziarenek kolorowego pieprzu
  • gałązki ziół(u mnie nieduża rozmarynu i kilka listków bazylii)
  • cztery solidne ząbki czosnku
  • olej rzepakowy lub słonecznikowy
  • inne przyprawy, które lubicie
Camemberty można pokroić na dowolne kawałki, byleby zmieściły się w słoiku jakim dysponujemy. Wrzucamy je do słoja. Układamy papryczki, obrany czosnek, wsypujemy przyprawy i zalewamy całość olejem. Odstawiamy w chłodne miejsce na około cztery- pięć dni(Czesi potrafią trzymać hermeliny w zalewie nawet dwa tygodnie!).

Smacznego!


niedziela, 16 marca 2014

Wileńskie Kaziuki- mini fotorelacja

W zeszłym tygodniu miałam przyjemność gościć na Kaziukach- jednym z największych jarmarków w tej części Europy. Organizowane są one co roku w okolicach 4 marca(dzień Świętego Kazimierza) od czterystu lat. Są one świetną okazją do poznania ludowej kultury i rzemiosła artystycznego. W tym roku na uczestników imprezy czekało osiem kilometrów straganów, namiotów i stoisk. Pod koniec dnia człowiek już ledwie przebierał nogami. Oprócz tych tradycyjnych wyrobów takich jak wędzone ryby, stoiska mięsne i te z czarnym, wileńskim chlebem można było zobaczyć mnóstwo innych ciekawostek z różnych części kontynentu, między innymi z Polski. Zrobienie sensownych zdjęć nie było do końca możliwe z powodu naprawdę wielkiego tłumu ludzi. W piątek jednak nie było z tym jeszcze tak źle;).





Jeden z polskich akcentów- cudowności z czekoladowego warsztatu, idealne na prezent dla każdego mechanika i inżyniera- wyglądają wprost imponująco naturalnie;).


Wileńskie palmy.

Można było spróbować różnych mięsnych wyrobów, tutaj wędlina w bardzo ciekawej osłonce;).

Stanowisko z tradycyjną girą- kwasem chlebowym, ośmielę się stwierdzić że lepszym i bardziej orzeźwiającym niż Cola!

Blin ziemniaczany nadziany mięsem mielonym i prażony na wielkiej patelni groch- całość oczywiście oblana zakwaszaną śmietaną kremówką- kuchnia litewska zdecydowanie jest pyszna, choć trudno nazwać ją lekką;).


Miałam niezwykłą okazję wejść od kuchni do restauracji i zobaczyć produkcję kibinów- tradycyjnych pierogów z kruchego ciasta na śmietanie nadzianych różnymi farszami i upieczonych. Na zdjęciu kibinai przed wsadzeniem do piekarnika.

W piekarniku.

Przy restauracji funkcjonuje Kibin Drive- takich kolejek nie widziałam do żadnego Mc Drive'a przy Mc' Donalds.



Wędzona macka kalmara- wyglądała intrygująco, aczkolwiek była nie do pogryzienia.




Urocza budka lęgowa dla ptaków.

Pan Mickiewicz patrzy;).

Część kolorowego pochodu w, którym uczestniczą różnorodne grupy ludności, trupy teatralne, przedstawiciele instytucji i dzieci z różnych szkół.



Tradycyjne odpustowe słodycze.

Litewskie serki z mleka krowiego- w konsystencji przypominają nieco nasze oscypki, mają delikatny, mleczny smak.

Bardzo często spotykana zabudowa na litewskiej wsi. Domki są rozrzucone po wszelkich górkach i pagórkach. Mimo widocznego braku bogactwa trudno odmówić im uroku.

Uroczy wiejski domek.
Tradycyjne cepeliny, a w tle samotne kibinai. Na jedno i na drugie wkrótce przepisy!

środa, 26 lutego 2014

Z piwem i do piwa: piwny słony karmel

 Piwny karmel? Brzmi dość dziwacznie prawda? Nie ma tu jednak nic szokującego, a tych których dodatek alkoholu odstręcza uspokajam- właściwie nie czuć jakiś większych posmaków tego trunku w tym wyrobie. To pyszny lejący sos karmelowy ze słodkością przełamaną odrobiną soli. Idealnie nadaje się do maczania w nim wszelkich ciasteczek, polania brownie, naleśników czy lodów. Użyty styl piwa- Irish Red Ale sprawił, że uzyskałam ładniejszy kolor karmelu niż przy dodaniu wody. Należy jednak piwo odgazować by lepiej obserwować kolor karmelu, który ma dość istotne znaczenie dla końcowego etapu jego przygotowania. Nie radzę też mieszać w garnku metalową lub drewnianą łyżką- istnieje ryzyko utworzenia się karmelowej skorupy wokół wszystkiego co wsadzicie do garnka. Należy tylko od czasu do czasu lekko potrząsnąć garnkiem uważając by się nie oparzyć. Zarówno styl użytego piwa jak i ilość soli to osobiste preferencje. Porcja na 350 gram.



Piwny słony karmel

  • 220 gram cukru
  • 80 ml piwa(u mnie Ognie Szczęścia z browaru Pinta)
  • 150 ml śmietanki kremówki w temperaturze pokojowej
  • 100 gram masła
  • sól gruboziarnista lub fleur de sel 
Piwo odgazować. Wlać je do garnka razem z cukrem i mieszać aż cukier się rozpuści. Dodać masło pokrojone na kawałki i wymieszać. Ustawić garnek na małym ogniu i gotować około 10-15 minut aż do uzyskania jasno brązowego koloru(należy pamiętać by nie mieszać za gwałtownie). Gotowy karmel upuszczony na talerzyk zastyga w postaci kropelki, a nie rozpływa się zanadto na boki. Zdjąć z ognia i ostrożnie wlać śmietankę. Wymieszać i doprawić do smaku solą(uwaga na próbowanie, karmel jest bardzo gorący!). Ja osobiście lubię ten ciekawy posmak więc daję 1/4 łyżeczki soli. Przechowywać w lodówce- sos karmelowy ma 2-3 tygodniowy termin ważności. 
Smacznego!